środa, 14 października 2009

Changes...

Pogoda na dworze skutecznie zniechęca mnie do wyjścia (może wieczorem - dziś wielkie otrzęsiny Warszawy). Zresztą rzadko kiedy wychodzę z domu, ponieważ dwa tygodnie temu rozpocząłem nowe studia, które zamierzam ostatecznie skończyć. Moje starcia z ekonomią na SGH i zarządzaniem na UW zakończyły się porażkami. Przyszedł czas na anglistykę. Jakie wrażenia początkowe? Zdecydowanie pozytywne - gdyby nie to, że na dojazd na SWPS muszę marnować godzinę (i tyle samo na powrót), byłbym wręcz wniebowzięty. Ludzie fajni, wykładowcy zresztą też, przedmioty ciekawe...

Podjąłem kilka ważnych decyzji. Pierwsza dotyczy zakończenia mojej przygody z tańcem. Nie udało się. Bariera wzrostu, kontuzje, problemy osobiste, brak jakichkolwiek postępów - wszystko to spowodowało, że treningi zawieszam do odwołania. Być może na zawsze. Druga natomiast dotyczy zakończenia pewnej znajomości. Wreszcie doszło do mnie, że przyjaźń damsko-męska NIE ISTNIEJE. Zwłaszcza, kiedy jest to była dziewczyna najlepszego przyjaciela. Podwójna lojalność? Nie wchodzi w grę. Wykorzystałem byle pretekst, aby skończyć tę farsę - swoją drogą jestem z siebie dumny, ponieważ nie przypuszczałem, że kiedykolwiek się na to zdobędę.

Burza wobec Polańskiego umilkła. Podobnie jak jazgot jego obrońców - pseudoartystów ("przecież 13 - latki same pchają się do łóżka" - najbardziej żenująca wypowiedź, jaką słyszałem, przebijająca nawet opinię pewnego reżysera o niemieckim nazwisku). Całe szczęście.